poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Zaczelismy 3 serie

Dziś poszło gladko. W laborku próba wykazała, że jest 2100 białych krwinek, więc pognaliśmy na piąte piętro do polikliniki, gdzie lekarka zadecydowała, że Marta zostaje. ''Wdrapaliśmy się'' z pomocą windy na 7 i zaraz czekało na Martusie łóżko w pokoju na 11. Jeszcze tego pokoju nie zaliczała, więc nowosc. Pokój z pozoru jak inne, ale ciekawostka, ma zainstalowane kamery. Z tego co widziałam wcześniej robi czasami za izolatke. Podejrzewam, że dzieje się tak, jak jakieś dziecko ma mieć przeszczep szpiku i nie może wtedy nigdzie wychodzić, a kontakt z nim mają jedynie lekarze i wyznaczą pielegniarki. Widać teraz nie ma takiego dziecka, więc jest wykorzystywany jako zwykły pokoj. Za oknem piękna bujna zieleń, gdyż na niektórych piętrach są ogrody na dachu, na których w słoneczne dni dzieciaki się bawią, a starsi ukradkiem palą papierosy, pomimo zakazow. Dziś zieleń była wykąpana deszczem, który lał cała noc i większość dnia. Dopiero popołudniu przejaśniło się i nawet wyszło slonko. Pod oknem leżała ok 12- 13 letnia Karin, przeraźliwie chudziutka, a przy niej siedziała jej mama niewiele grubsza. Nie wiem co jest dziewczynce, ale ma podobna bliznę na szyi, jak Marta. Ma chyba afty w buzi, bo mama robiła jej pędzlowanie buźki i 2 razy chodziły do zebologa. Zaraz po naszym przyjściu chodzili lekarze z wizyta i do nas oczywiście też zaszli. Profesorowi Martensowi gęba się ciepło uśmiechała i od razu zapytał, czy znamy wyniki PETA. Przytaknęliśmy oczywiście i już wszystkim nam się gębusię usmiechaly. Marcie podłączono kroplówkę do portu i zaczęło się oczekiwanie na chemie. Trochę graliśmy w karty, ale szybko nam przerwano, bo dziś w Niemczech zaczął się rok szkolny, co nie ominęło również naszej corci. Najpierw przyszła pani Bischof ( w tl. dosłownym Biskup), koordynatorka ze szkoły im. J. Korczaka, które to szkoły między innymi zajmują się nauczaniem dzieci w szpitalach i nauczaniem indywidualnym w domach. Podała nam nazwiska nauczycielek, które będą zajmowały się edukacja Marty w szpitalu i nauczyciela, który będzie to robił w przerwach między chemiami, w naszym domu. Niedługo potem przyszła jedna z nauczycielek i przyniosła Marcie materiały do j. niemieckiego i angielskiego, które Marta musi w najbliższym czasie przerobić sama. Potem odwiedziła nas matematyczka. Tu nie było już tak łatwo, bo chciała sprawdzić wiedzę Marty i dała jej do zrobienia kilka zadan. Dziecku osik po wakacjach nie bardzo szło, ale przynajmniej zapał byl. Kiedy nauczycielka wyszła zostawiając znów kupę materiału do samodzielnego zrobienia zabrała się do nauki - '' Tatusiem '' :))) Tatuś gracko tłumaczył pannie procenty i inne matematyczne zawiłości, a mama, jako ze bardziej humanistką, serfowała po necie :) W międzyczasie była przyniesioną z automatu gorąca czekolada i masa słodyczy, jako ze Marta za szpitalnym jedzonkiem nie przepada. Koło 17 00 kanapka na kolacje.. oczywiście przyniesioną z domu i na deser chemia w postaci 3 strzykawek podawanych w odpowiednio dawkującym podajniku. W sumie trwało to ponad półtorej godziny. I tak praktycznie minął cały szpitalny dzionek, jeden z wielu, a jednak inny, bo wiemy już, że z Martusia jest lepiej.

3 komentarze:

  1. Ewa-trzymam kciuki,bo brzmi w tej chwili pozytywnie-oby tak dalej!!!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjne wieści !!! Trzymajcie sie kobietki ;)Marta trzymaj tak dalej ;)
    Pozdrawiam Iwona B

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniale wiesci,baardzo pozytywne,wyobrazam sobie wasza radosc :-). Jadwisia

    OdpowiedzUsuń