poniedziałek, 29 listopada 2010

Ostatnia chemia dozylna

Kiedy rankiem pojechalismy do szpitala byla jeszcze jesien. Po poludniu zrobilo sie calkiem bielusko.
Wyniki krwi byly w porzadku wiec o pietnastej Marta dostala swoja ostatnia chemie dozylna.
Do jutra bedzie trwalo jej plukanie, wobec czego musi byc w szpitalu. Ale jutro po poludniu wracamy do domku i do poniedzialku bedzie chemia tabletkowa i na tym koniec.
Po dwoch tygodniach beda badania kontrolne i prawdopodobnie zostanie operacyjnie wyjety port, choc to nie jest tak natychmiast konieczne.
Marta odlicza juz godziny do wyjscia ze szpitala i cieszy sie, ze czas jej szybciutko leci.
Z rana byla w pokoju z malym chlopczykiem, ale pozniej przeniesiono go do innego pokoju i zostala sama.
Przyszla pani od niemieckiego i angielskiego na lekcje.
Jutro sama pojade po Martusie, bo moj maz musi troche popracowac. Mam tylko nadzieje, ze nie zasypie nas calkiem, bo jak na razie caly czas sypie i sypie, az dziwne to, gdyz z reguly zimy tu sie prawie nie widywalo.
Mam nadzieje, ze badania kontrolne potwierdza to, co juz wlasciwie wiemy, ze skorupiak pokonany i ze caly ten koszmar sie skonczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz