piątek, 10 czerwca 2011

Tromboza sie zapodziala :)

Dzis mielismy kontrole w klinice Martusia wzgledem trombozy ( zakrzepicy).
Doktor Piotrus... ( tak sobie spolszczamy jego imie ) bardzo szybko nas przyjal. Pobral krew do analizy, chwilke porozmawalismy na temat jej ogolnego stanu zdrowia oraz ciekawego koloru jej lakieru do paznokci i wyslal nas na ultrasonografie.
Mloda powiedziala, ze jak bedzie przystojny doktorek, to chce tam sama wejsc. I tak tez sie stalo.
Czekalismy bardzo dlugo. Ja, jak to ja juz sie nawet denerwowalam, ze cos nie tak, bo ponad pol godziny badanie trwalo, az w koncu wyszla.
Powiedziala, ze mamy czekac, bo doktor musi z szefem skonsultowac, bo nie moze znalezc trombozy.
Marta mowila, ze kilkakrotnie szukal w miejscach, gdzie wczesniej byla i nie ma nic. Gdzies sie zapodziala ??? Czy calkiem nawiala ???
Po konsultacji wyszedl do nas i powiedzial, ze mamy zmykac do domu. - A co z tromboza ? - zapytal przytomnie moj maz.
- A nie ma jej- odpowiedzial z usmiechem doktor.
Oczywiscie czekamy jeszcze na wyniki krwi i mamy nadzieje, ze rowniez to potwierdza.
Byc moze zastrzyki bedzie miala jesze nadal, bo kuracja trwa pol roku, ale moze mniejsza dawke.
W kazdym razie cieszymy sie bardzo, a Marta filozoficznie stwierdzila, ze ma wielkie szczescie, bo wszystko co zlego ja dotyka konczy sie dobrze, wiec i pewnie teraz bedzie tak samo, po czym, jak to ona wyciagnela nas na kolejne ciuszkowe zakupki. :)))

3 komentarze:

  1. Super wieści :-)
    Martusia jest piękną dziewczyną. Życzę dużo sił. pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje Marysiu :) Oby do nas wszystkich matek chorych dzieci przychodzily juz tylko dobre wiesci :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczna wiadmość :) Pozdrawiam :*/JOY

    OdpowiedzUsuń