poniedziałek, 21 maja 2012

Nadzieja

Ten blog czytaja rozne osoby. Czesto sa to osoby, ktore same przechodza przez koszmar jakim jest choroba nowotworowa. Czesto sa to ich bliscy, znajomi i calkiem obcy ludzie, ktorzy chca sie czegos dowiedziec.
Moja coreczka zwyciezyla ta walke.
Bywaja osoby, ktore te walke przegraly, ale nie bede o nich pisala, bo chce, zeby ten blog byl nadzieja, ze mozna zwyciezyc. W walce z rakiem nadzieja i wiara sa bardzo wazne. Nie mozna sie poddawac.
I nie mozna zostawiac chorego czlowieka samemu sobie. Nie bojmy sie z nim rozmawiac, byc przy nim i okazywac mu swoja przyjazn. Juz przy leczeniu mojej corki zauwazylam, ze czesto jej przyjaciele bali sie z nia rozmawiac, unikali jej.
 Nie oceniam takich ludzi, bo psychika kazdego z nas jest rozna, ale jesli
zalezy nam na zdrowiu osoby chorej na raka starajmy sie nie opuszczac jej i traktujmy taka osobe normalnie. Dajmy mu nadzieje i wiare w nas samych.
Marta stracila kilkoro przyjaciol, ale sa tacy, ktorzy jej nigdy nie opuscili i dzieki temu moja corka nie stracila wiary w ludzi.



poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wiosennie

Marta ma sie dobrze i cieszymy sie tym wszycy.
Swieta wielkanocne spedzilismy w Lublinie u moich Rodzicow. Bylo bardzo, bardzo milo i zaluje, ze nie mozemy sobie czesciej pozwalac na takie wyprawy. moze jak bedzie lotnisko w Swidniku kolo Lublina, bedzie latwiej, bo dojazd z Warszawy do Lublina byl tragiczny
177 km jechalismy ponad 4 godziny w paskudnym korku. Zreszta wracajac bylo to samo i tez jazda trwala ponad 4 godziny. A samolotem tylko 1,5 godziny. To i tak niezle w porownaniu z jazda busikiem, kiedy do Lublina jechalismy nieraz ponad 20 godzin.
Wczoraj Marta zszkowoala nas nowa fryzura. Wyprostowala swoje piekne loczki, w ktorych zdecydowanie ja wolimy bardziej. Ale dzieki temu widac, ze wloski juz sporo podrosly.






U nas juz iscie wiosennie - zielono i kolorowo, choc i tak jest to najzimniejsza wiosna od wielu lat.
Marta juz szykuje sie na slonce i wyprobywuje swoje przeciwsloneczne okulary.


A taki piekny bukiet z 12 roz..... dostala w rocznice chodzenia z Marcusem :)



poniedziałek, 27 lutego 2012

Najwazniejsze

Jutro jest ten dzien, kiedy moja mala coreczka osiagnie pelnoletnosc.
To musialo w koncu sie zdarzyc, choc przyznam, ze tesknie za moja mala coreczka z kucykiem na srodku glowy, rozlewajacym sie jak fontanna.
Z drugiej strony jednak Marta jest teraz ze mna bardzo blisko i cenie to sobie bardzo. chcialabym, zeby tak juz zostalo, ale coz...  koncu za jakis czas rozpocznie samodzielne zycie, moze zalozy rodzine i nasza bliskosc zniknie. A moze nie ?
Najwazniejsze jednak dla mnie, dla nas ... jest jej zdrowie. A ono powrocilo. W zeszlym tygodniu Marta byla w klinice na kontroli i wszystko jest w najlepszym porzadku. Lekarz zdecydowal, ze juz tylko co pol roku bedzie miala kontrolne badania. Cieszymy sie wszyscy bardzo.... a jutro bedziemy swietowac. Bedziemy swietowac 18 urodziny Marty. Z tej okazji przygotowuje duzo roznych pysznosci.
                                                                      Tort juz gotowy.


poniedziałek, 13 lutego 2012

Doroslosc

 Dawno nic nie napisalam, ale coz.... blog byl o pokonywaniu raka, a rak pokonany. Wiem, ze jeszcze dlugo bede drzala na kazde jej kichniecie i zabolenie, ale musze wierzyc, ze to nie jest nic zlego.
Oczywiscie Marta jest pod stala kontrola i wlasnie nawet teraz w lutym wypada jej termin w klinice, wiec jak zwykle pojedziemy i bedziemy oczekiwac na pomyslne wyniki badan.
A co u nas po za tym ?
 Otoz moje dziecie juz calkiem niedlugo skonczy 18 lat.Bedzie wiec przyjecie i bedzie wesolo.
Marta i Marcus sa nadal razem i maja nawet jakies plany na przyszlosc ;), ale na razie sa mlodzi i ciesza sie kazda chwila spedzona razem.
Marta dalej rozwija swoje umiejetnosci w makijazach, a takze we fryzjerstwie, gdyz w wizazu ponoc podstawy fryzjerstwa sa wymagane. Nawet 2 razy strzygla juz tatusia, ktory dumnie potem obnosil lekko wycieta grzywke, ale co tam... wlosy szybko odrastaja.
Z zamachu na moje wlosy na razie sie wybronilam, ale mam juz zapowiedziane, ze jak bedzie robila staz u fryzjerki to bede za modelke robila. juz zaczynam sie bac. :)))
Aa.... no i bylismy w Polsce niedawno... co prawda tylko piec dni,ale dziewczyny wykorzystaly na maxa czas na zakupy ciuchow i kosmetykow. Wybawilismy sie rowniez swietnie na Zlotym Weselu moich Tesciow i mimo wielkich mrozow nie zdazylismy przemarznac.
Za to teraz u nas jakis wirus nas dopadl i dziewczynki sa na zwolnieniu lekarskim.

A to Martusia teraz :)









wtorek, 1 listopada 2011

Halloween

Mimo, ze moja corka nigdzie na Halloween nie chodzila, co tu w Niemczech jest w modzie, to przedstawila nam 2 rodzaje strasznych makijazy.
Widze, ze nie tylko wizazystka, ale i charaktryzatorka z niej rosnie :)))


niedziela, 23 października 2011

Jesien juz

Nic nie pisalam od dawna, ale to chyba dobrze, bo to znaczy, ze nic sie zlego nie dzieje.
Mam nadzieje, ze ten stan rzeczy bedzie trwal i trwal.

Marta w nowej szkole radzi sobie bardzo dobrze. Oceny rowniez sa dobre.
Znalazla sobie  miejsce w zakladzie fryzjerskim na listopadowe praktyki. Chciala co prawda w zakladzie kosmetycznym, lecz niestety nic nie mogla znalezc. Fajnie jest takze, ze te praktyki ma w naszej miejscowosci i nie bedzie musiala dojezdzac.
Teraz zaczely sie u nas dwu tygodniowe ferie wykopkowe i mam nadzieje, ze pogoda na tyle dopisze, ze bedziemy mogly troszke jeszcze  pojezdzic na naszych rowerach.
Wczoraj bylysmy obie w Aachen na jesiennych zakupach. Bo my jestsmy zdrowe w przciwienstwie do pozostalej czesci rodzinki :))

Na fotce Marta z Markusem, jakby ktos nie odgadl :))
Makijaz tygryskowy by Marta :)))




czwartek, 1 września 2011

Ostatni tydzien laby

W Niemczech wakacje trwaja tylko 6 tygodni, ale poniewaz zaczely sie pozno, wiec jeszcze tydzien dzieciaki odpoczywaja. Marta korzysta z pieknej pogody i rowniez odpoczywa. Odpoczywa glownie w towarzystwie Marcusa. :))) Co to bedzi jak zacznie si rok szkolny i ni beda sie mogli tyle spotykac ??? Pewnie pozostanie im facebock. Ich drogi bowiem traz sie rozchodza. Marta idzie do collegu o profilu kosmetycznym, a Marcus uczy sie na drukarza. Marta bedzie musiala dojezdzac do szkoly w Geilenkirchen, ktora jest o kilkanascie kilometrow od naszego miasteczka. Zreszta sama nie bedzie, poniewaz Ania rowniez tam bedzie sie uczyla na przedszkolanke. Ciekawostka jest, ze u Ani w klasie jest kilku chlopcow. I tak sie zastanawialysmy jak jest przedszkolanka, to jak sie nazywa chlopak pracujacy w tym zawodzie. Przedszkolak ????? :)
A tu kilka najswiezszych fotek Marty .

Dziadzio uczy Marte zmiany biegow na wyjezdzie na wies


Zmoknieta Marta na dozynkowej imprezie



Marta dzis z dokladnie wyprostowanymi wlosami

wtorek, 23 sierpnia 2011

Znow w domu

W sobote wrocilismy z Polski.
Marta byla przeszczesliwa, ze po dwoch latach znow mogla zobaczyc stare katy, spotkac sie z swoimi przyjaciolmi i poprzytulac do Babc i Dziadkow.
Teraz znow przyzwyczajamy sie do niemieckiej rzeczywistosci. Marta oczywiscie randkuje nadal z Markusem, a ja probuje ogarnac ''balagan powalizkowy''
Dom tez wymaga dokladnego posprzatania, bo nie bylo nas miesiac i tu i owdzie pojawily sie koty, a gdzie indziej pajaki.
Ponoc pajaki w domu zwiastuja szczescie, ale wcale nie mam ochoty byc budzona krzykiem corki, jak przedwczoraj: ''Tato, tato, w moim pokoju jest tarantula''.
Tatus przeczolgal sie za lozkiem i unicestwil paskude umieszczajac ja w sporym pudelku.
Tarantula okazala sie pajakiem domowym rozmiarow wcale nie malych i wyladowala za oknem cala i zdrowa, a ja mam nadal jakis niepokoj, ze wroci do nas z nastaniem chlodow.
Na koniec najlepsze wiesci.
Dzis bylismy w klinice na dokladnych badaniach.
Marcie pobrano 6 strzykawek krwi, zrobino rentgena i usg. Usg trwalo godzine i bylo bardzo dokladne. Z opisu wynika, ze pozostal jeden jednocentymetrowy guzek na wezlach chlonnych, ale nie jest guzkiem o wlasciwosciach nowotworowych.
Za kilka dni bedziemy tez znac wyniki krwi.
Wiemy rowniez, ze bedziemy musieli Marte od nowa szczepic na niektore choroby, gdyz chemia sprawila, ze szczepionki juz nie dzialaja. Ale to pikus... byle tylko byla zdrowa.
Nastepne badania dopiero za trzy miesiace.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Czasie nie pedz tak :)

Jestesmy juz w Lublinie.
I przywiezlismy slonce. Opalac sie jednak nie ma czasu, gdyz mamy wiele spraw urzedowych do zalatwiania, a dzis mamy bardzo wazny dzien, gdyz najwazniejsza dla nas osoba, moja Mama i Babcia moich corek obchodzi 70 te urodziny. Wlasnie zaraz biegne po zamowiony bukiet kwiatow i niedlugo bedziemy wspolnie swietowac.
Powoli rowniez pozbywamy sie roznych szpargalow z mieszkania, ktore tu zalegaja od lat. Czasami zal, bo to wspomnienia. Martusia czesc maskotek i zabawek rozda mlodszym kuzynom i kuzynkom w rodzinie. Juz poczynila pewne przygotowania.
Nasza Rodzina lubelska podziwia, ze tak szybko zregenerowala sie i tak ladnie wyglada.
Tylko szkoda, ze czas tak pedzi i nim sie obejrzymy trzeba bedzie wracac do Niemiec.

sobota, 23 lipca 2011

Pakowanie

Juz we wtorek bedziemy w PL, a konkretnie wyladujemy w Pyrzowicach i pojedziemy do Tesciow. Dziewczynki bardzo ciesza sie na spotkania z Dziadkami, zarowno tymi przyszywanymi ze Slaska, jak i z moimi Rodzicami. Oczywiscie bardziej chca do Lublina, ale jednak trzeba ten czas obdzielic jakos miedzy jednych i drugich. W lublinie bedziemy dluzej, bo i wiele spraw urzedowych trzeba zalatwic.
Teraz zaczyna sie juz pakowanie. Z tego co wiem, to pierwsza rzecza spakowana u moich dziewczyn,sa oczywiscie kosmetyki. :)))
My na razie jeszcze nie zaczelismy z mezem, ale wcale nie bedzie latwo, bo wiadomo, ze na samolot do okreslonej wagi mozna wziac i basta, albo placic kupe kasy za nadbagaz, co nam sie nie usmiecha.
Bedzie waga w uzyciu i wazenie walizek jak zawsze i przekladanie z jednej do drugiej. Normalka.
Sporo miejsca zajma nam zastrzyki dla Marty, ale to rzecz pierwszej wagi.
Najwazniejsze, zeby szczesliwie doleciec.
Na razie rozstaje sie z pisaniem bloga, choc jesli znajde chwilke w PL to moze cos skrobne.
Zycze wszystkim udanych wakacji i przede wszystkim pieknej slonecznej pogody. I pamietajcie, ze po burzy przychodzi slonce, a dla wybrancow nawet tecza. :)))

niedziela, 17 lipca 2011

Blog Marty

Calkiem niedawno Marta zaczela pisac bloga.
A wlasciwie nie calkiem pisac, bo z pisaniem po polsku to ona ma troszke klopotow, ale z robieniem makijazu nie ma, bowiem blog bedzie o makijazach.
Zamierza takz wstawiac filmiki, gdzie krok po kroku bedzie pokazywala jak dany makijaz wykonac. Co prawda na razie ma troszke problemy techniczne z fotkami i filmikami, ale mam nadzieje, ze dojdzie do wprawy.
Dla zainteresowanych podaje link jej bloga
Chce tez powiedziec, ze w konkursie z Brawo Girl Marta wysunela sie na prowadzenie, a konkurs konczy sie jutro :)))) Trzymajcie kciuki :))))

piątek, 15 lipca 2011

Ostatnia wizyta w klinice przed wakacjami.

Osobiscie dzis nie uczestniczylam w wyprawie do kliniki, ale godnie zastapila mnie starsza corka.
Mialam nadzieje, ze Marta bedzie miala juz spokoj z zastrzykami, ale niestety, mimo dobrych wynikow kuracja ma trwac pol roku i nie ma przepros.
Dostali wiec nowe recepty na zapas i zaswiadczenie na przewoz samolotem zastrzykow, bo z tym roznie jest. Szkoda mi Marty, bo ma caly brzuch pokluty, ale dalej bede musiala ja szprycowac.
Dowiedzieli sie rowniez, ze 23 sierpnia Marta bedzi miala gruntowne badania i musimy zarezerwowac na to caly dzien.
Dlatego tez w PL bedziemy do 19 sierpnia rano, a potem w busik i do Niemiec. Zawsze do PL latamy samolotem, a wracamy busikiem, bo nie oplaca nam sie z wielkimi bagazami jechac do Warszawy i zreszta tu w Niemczech rowniez nie mamy na miejscu lotniska, a bus zawozi nas spod domu, pod dom. Niestty troche dlugo to trwa i czasami w upaly czujemy sie dyskomfortowo, ale da sie przezyc.
Marta odlicza juz dni do wyjazdu, ktory nastapi 26 lipca.
Tesknimy juz wszyscy za Polska, a zwlaszcza za Babcia i Dziadziem :))) Juz dwa lata nie bylismy w naszym lubelskim mieszkanku. Obysmy juz zawsze mogli przyjezdzac co roku i nie przezywac tego wszystkiego, co przezywalismy w ostatnim roku.

czwartek, 14 lipca 2011

Wakacje - nie wakacje

Coz.... niezly poczatek wakacji zafundowalam swoim corkom, a zwlaszcza Martusi.
Skrecona noga nie bardzo mi pozwala na jakiekolwiek czynnosci i wszystko robia dziewczynki. Swoja droga to ciesze sie, ze mam corki, bo w takich chwilach jak teraz to wielka wyreka.
Mloda wczoraj robila zakupy, sprzatala mieszkanie, prasowala, pomagala gotowac obiad i jeszcze co chwile pytala, czy mi czegos nie potrzeba. Dzis, kiedy z siostra wrocily z zakupow stwierdzily, ze czuly sie tak bardzo dorosle. A swoja droga przyda im sie taka wprawka do doroslego zycia.
Jutro Marta ma kontrole w klinice, ale niestety nie pojade. To drugi raz w ciagu calego roku, kiedy nie moge pojechac. Pierwszy raz to bylo, kiedy miala przyjechac moja Mama z PL. Mam nadzieje, ze wszystko bedzie w porzadku i bedziemy mogli spokojnie wyruszyc do Polski,
Hmmm... mam tez nadzieje, ze za 11 dni mojej nodze na tyle sie poprawi, zebym sobie poradzila z podroza. :))))

wtorek, 12 lipca 2011

I po balu...

No niestety... okazuje sie, ze i Niemcy moga cos organizacyjnie skopac i bal wcale nie byl wspanialy i cudny.
Moze nastepny bedzie lepszy... w koncu zycie toczy swoj garb uroczy i za chwile moze nas spotkac cos pieknego i to w kazdym wieku. Warto wiec zyc.
Powinnam co prawda dzis biadolic, bo mam skrecona noge, a niedlugo wyjazd do Polski, ale co tam... nie bede sie martwic. Na razie macham w domu szwedkami i popedzam wszystkich do roboty. znalazlam sobie nawet fajne miejsce kierownicze na dwoch krzeslach. Marta juz ma wakacje i obiecala pomagac. Trzymam ja za slowo.
I jeszcze jedna fotka z wczoraj, ktora wahalam sie wstawic, bo na niej, oprocz Martusi jestem ja - po prostu mama.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Niech zyje bal....

Pamietam moj pierwszy bal. Byl to oczywiscie bal maturalny. Pamietny czas stanu wojennego. Moj chlopak studiowal w Warszawie i prawie do konca nie bylo wiadomo, czy dostanie pozwolenie na przyjazd. Ale przyjechal, choc perypetii bylo z tym mnostwo. Bawilismy sie od 13 00 do 22 00, a potem u mnie w domu. Coz... godzina policyjna. Teraz wspominam to z rozzewnieniem. To byl moj najwazniejszy bal.
Teraz jest najwazniejszy bal dla mojej corci.
Juz od wczoraj do zamienil sie w male SPA. Pillingi, maseczki, odzywki krolowaly. Dzis ostatnie przygotowania i w koncu sliczna i gotowa wsiadla z nami do karocy ( czyt. taxi ) i pojechalismy do szkoly.
Najpierw bylo rozdanie swiadectw i czesc artystyczna, potem lekki poczestunek dla rodzicow i gosci, a po jakims czasie mial zaczac sie bal. Ale my juz wrocilismy do domu.
W dodatku szlismy na piechote i noga mi sie na jakims dolku wykrecila i chyba naciagnelam sciegno.
Ale co tam ja.... mam nadzieje, ze Marta bedzie bawila sie dobrze i wroci cala i zdrowa. :)))
A swiadectwo.. jak na dziewczyne, ktora przez pol roku chorowala na raka - swietne. Piatki i czworki i niestety jedna trojka.... z matmy oczywiscie ( po mamusi ma zamilowanie do matematyki.... hihihihi )

Marta i Marcus


Marta i Chantalle


Marta i kolezanki z klasy


Marta i swiadectwo

piątek, 8 lipca 2011

Nocne manewry

Wczoraj wieczorem Marta z Marcusem po 23 00 wyruszyli na piechote do szkoly. Dobrze, ze bylo cieplutko i nie pomarzli. Wrocili przed trzecia nad ranem, bo Marta jednak nie wytrzymuje tak dlugo bez snu. W szkole i dookola niej przygotowane zostaly rozne niespodzianki dla mlodszych uczniow i nauczycieli. Byly to tasmy okalajace dojscia do niej, wielkie kubly na smieci zastawiajace drzwi, bomby wodne i pistolety wodne.
Wiekszosc mlodziezy byla w szkole do rana i szykowala te niespodzianki, ale Marta nie dala rady. Wrocila w asyscie Marcusa przed 3 nad ranem i pospali 2 godzinki. Zrobilam im sniadanie, dalam Marcie zastrzyk i znow polecieli.
Marta mowila potem, ze akcja byla fajna, tylko wedlug niej, trwala zdecydowanie za krotko :)))
Tu nie ma powaznych akademii, sztandarow, przemowien i wznioslych przemowien dyrektora. Tu jest luz i zabawa. Czy to dobrze, czy zle, trudno ocenic. Na pewno przydaloby sie troszke tu powagi wprowadzic, a w Polsce rozluznic atmosfere.
Po akcji wszyscy absolwenci dostali koszulki upamietniajace ich pobyt w szkole... tez na luzie :)
Marta wrocila skonana i od razu poszla spac.
Teraz juz tylko rozdanie swiadectw i bal.

wtorek, 5 lipca 2011

Szalony tydzien

Wlasnie jest srodek szalonego tygodnia w szkole Marty.
Tradycja bowiem nakazuje, ze ostatnie klasy w ostatnim tygodniu nauki przychodza do szkoly poprzebierani.
Marta byla w poniedzialek bizneswomen, wczoraj wszyscy w szkole pojawili sie w pidzamkach, a dzis beda prezentowac rozne stroje robocze. Marta ''wypozyczyla'' stroj od Krzysia z pracy. Do tego odpowiednia charakteryzacja i gotowe.





Jutro maja wystapic w okazjonalnych koszulkach, ktore dla wszystkich zamowila szkola.
Jutro rowniez nocuja w szkole i przygotowuja jakies pulapki i inne rewelacje tak, zeby w piatek rano nauczyciele nie mogli dostac sie do szkoly. I to ostatnia ich akcja, bo w poniedzialek maja rozdanie swiadectw, a potem bal.
Wiekszosc dzieci tu w Niemczech niestety konczy juz na tym swoja edukacje. Marta jednak bedzie uczyc sie nadal i we wrzesniu idzie do nowej szkoly.

niedziela, 26 czerwca 2011

Do lata, do lata.... bede szla

Dzis mamy prawdziwe lato co od razu wykorzystalysmy z Marta i posmigalysmy na rowerku. Oczywiscie na zmiane, wiec i troche pochodzilysmy.
Po porze deszczowej w polach wszystko niesamowicie wyroslo, az Marta zastanawiala sie, czy do naszego wyjazdu nie bedzie juz kolb kukurydzy, ktora uwielbia ugotowana, posmarowana maselkiem i posolona.
W tamtym roku nie dane jej bylo zerwac taka swieza kolbe, ugotowac i zjesc.
Zreszta i tak nie miala zbytnio apetytu.
A teraz moja Martusia ma apetyt na zycie, i na rozne przysmaki.
A ja z naszej dzisiejszej wyprawy mam piekny bukiecik dzikiego groszku i nowa opalenizne. :))
Aha... Marta dostala dzis od swojego chlopaka liscik. Tu czesto mlodziez dorabia roznoszeniem darmowych gazet i on akurat roznosi gazety w naszej dzielnicy. I wrzucil nam do skrzynki gazetki i liscik dla Marty. romantyk :))) Ale jakie to mile. :)

czwartek, 23 czerwca 2011

Karuzela, karuzela

Wczoraj Marta szalala w Phantasialand kolo Köln, gdzie byla na wycieczce ze szkoly.
Niechetnie jechala, bo pogoda nie byla zbyt ciekawa, ale mimo wszytko nie zaluje. Opowiadala nam jak sie wybawila na roznych wagonikach, pojazdach i innych cudach. Wrocila calkiem przemoczona, ale na szczescie nie przeziebila sie.