środa, 13 października 2010

Senny dzien

Rano bylo dosc zimno, ale nam to nie przeszkadzalo, bo taksowka przyjechala pod dom i zawiozla nas pod sama klinike.
Wyniki, jak to po kortyzonie dobre - 3,4 tys.leukocytow, ale mozna spodziewac sie tendencji spadkowej. W poliklnice przyjal nas sam profesor Mertens. Marta niepokoila sie, ze jeszcze na szyi ma male kulki, ale on ja uspokoil, ze moga calkowicie nigdy nie zginac, co wcale nie oznacza, ze nadal w nich beda sie rozwijac komorki nowotworowe.
W oczekiwaniu na powrotna taksowke poszlismy na kawe i dla Marty - goraca czekolade. To juz taka nasza tradycja.
Na taksowke przyszlo nam czekac troszke dluzej niz zwykle, wiec popodziwialismy budowe nowego ladowiska dla helikopterow przed sama klinika. Imponujaco to sie zapowiada, a na necie znalazlam makiete, jak ma to wygladac po wykonczeniu.



Przypomina mi to jakiegos zwierza pradawnego z dlugim ogonem. Ten ogon to w rzeczywistosci winda, ktora chorzy beda transportowani do szpitala. W kazdym razie cala platforma i szyb windy sa juz gotowe.
Po powrocie do domu Marta byla jakas senna, wiec polozyla sie u siebie i zasnela. Ja w miedzyczasie przygotwoalam obiadek, ktory chyba wyczula noskiem, bo zeszla z gory, kiedy wlasnie mialam ja wolac. Po obiadku dalej byla jakas nie do zycia i wladowala sie do naszego loza malzenskiego, gdzie ja utulilam i w sumie obie przekomarowalysmy ze dwie godzinki. Po poludniu miala pojezdzic na rowerku w czasie filmu, ale chyba wczoraj sie przetrenowala i nie bardzo jej sie chcialo. Wlasciwie to przelezala prawie do wieczora przed TV. Widac, ze po odstawieniu kortyzonu zaczyna spadac jej forma, ale to normalne ponoc. I tak na razie nie uskarza sie na dretwienie nog, jak poprzednio. A na glowce, coraz wiecej szumi. :)
Odrosly juz tez calkowicie rzesy. Mam nadzieje, ze juz zostana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz