Doktor zawazyl, ze Marta ma problemy z chodzeniem, pytal rowniez czy ma problemy z rekami. Niestety moja córcia je ma i to widać coraz bardziej. Nawet guziki w bluzce ciezko jej zapiac. Miejmy nadzieje, ze to wszystko minie.
Do domu dotarlysmy po szesnastej. I choc w szpitalu Marta na widok jakiegokolwiek jedzenia dostawala odruchu wymiotnego, w domu zjadła pizze, a potem wymyslila sobie kluski z serem i caly, kopiasty talerz zjadła. Przytyło się mojej kruszynce nieźle, ale ponoc to normalne na kortyzonie. W każdym razie od jutra zamierza juz zbastowac z jedzeniem i przynajmniej pieczywo i słodycze ograniczyć.
Dzis dzielnie pomagała mi w porządkach domowych. Porzadkowala polke z przyprawami, obierała ziemniaki i nawet poodkurzała mieszkanie, choc bardzo ja ta czynnosc zmeczyla.
Jeszcze do poniedzialku ma brac kortyzon, a potem 2 tygodnie odpoczynku od wszelakich chemii. Oczywiście nie zwalnia nas to z co tygodniowej jazdy do kliniki na kontrolne badanie krwi.
A jutro przyjezdza do domu nauczycielka od matematyki i trochę pomęczy glowke mojej córci. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz