piątek, 6 maja 2011

Juz prawie rok

Tak, to juz prawie rok odkad dowiedzielismy sie, ze Marta ma nowotwor.
Teraz jest zdrowa, ale moje obawy beda zawsze. Chocby dzis, kiedy wracalismy z kliniki i Martusi zrobilo sie slabo. Mozna to tlumaczyc wielkim upalem i taka duchota w powietrzu, tym, ze byla glodna, albo tym, ze ma troche chorobe lokomocyjna, ale moje mysli od razu skierowaly sie na niebezpieczny tor. Trzeba uwazac. Trzeba ciagle uwazac i kontrolowac jej stan zdrowia.
W klinice rutynowo pobrano jej krew i teraz czekamy na wiadomosc od doktora i na recepte.
Przed nami do doktora weszla Seda, ktora lezala z Marta w pokoju i ma bialaczke. Nie miala juz pieknych lokow, a tylko czapeczke na glowie. Wlasciwie to poznalam ja po siostrze i mamie, ktore jej towarzyszyly, bo ona tak opuchnieta od kortyzonu, ze trudno ja poznac. Wierze jednak, ze ja wylecza.
Wizyte zalatwilismy szybko i wyruszylismy do miasta. Moj kochany maz zaszala i kupil mi nowego laptopika, na ktorym wlasnie klikam, a potem poszlismy kupic Martusi sukienke i buty na bal. Udalo sie w miare szybko i wrocilismy zadowoleni do domu. Nawet Marcie po zakupach juz nie bylo slabo i jechalismy spokojnie.
Niestety w domu Marta odkryla, ze kupila buty w dwoch rozmiarach i musi jutro pojechac i wymienic.
Ma z nia pojechac Marcus, bo sama boi sie, ze znow gdzies w drodze zaslabnie.
Fotki w nowej sukience niestety nie bedzie, bo nie dostalam zgody corci. :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz