poniedziałek, 5 lipca 2010

05 07 2010

Od wczoraj wieczor mam moja corcie w domku. Oczywiscie nie jest to takie proste, bo podano nam cala liste wymagan odnosnie warunkow, higieny i wyzywienia Martusi.
Od rana wiec szaleje, piore, prasuje, sprzatam, odkazam. Ona ma teraz zupelny brak odpornosci wiec trzeba uwazac. Nawet kwiaty przy niej niewskazane, wiec powynosilam w rejony, w ktorych ona nie przebywa.
Nie moze jesc owocow, ktore rosly w ziemi i nie da sie z nich zdjac skorki, surowych warzyw. Miesko tylko gotowane lub duszone, rybka dobrze upieczona.
Ale Martusia jest szczesliwa i wczoraj wieczorem zjadla 2 talerze rosolku i wolala o trzeci:). W szpitalu nic prawie nie jadla. Wszystko jej smierdzialo. Dzis zjadla na sniadanko 2 kanapki, a na obiad rosolek, ziemniaki ze smietanka i obranego pomidorka. O tych ziemniakach to marzyla juz kilka dni w szpitalu.
Ne wolno jej wychodzic w skupiska ludzkie, musi unikac slonca i ogolnie dbac o swoje zdrowko.
Pojutrze jedziemy na kolejna chemie, ale wroci tego samego dnia do domu, o ile wszystko bedzie ok.
Wydaje nam sie wszystkim, ze jej guzki troszke sie zmniejszyly. Mamy nadzieje, ze cale leczenie przebiegnie szybko i sprawnie.
Jak milo patrzec na jej usmiechniety buziaczek.
Apetyt dopisuje i pije tez wiecej. A jaka dzis energiczna.
Ma troszke problemy ze skora. Wysycha jej, luszczy sie i swedzi. Ponoc to normalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz