Dzis oficjalnie zakonczyla sie pierwsza seria chemii.
Niestety od kilku dni na glowie coraz mniej wloskow. Pare dni temu po myciu wlosy Martusi zaczely sie koltunic i przy rozczesywaniu okazalo sie, ze one juz odpadly. Miala wlosy piekne do pasa niemal i trudno bylo je doprowadzic do ladu, wiec na razie zgodzila sie skrocic je do ramion. Jeszcze ma ich sporo, ale z kazdym czesaniem wychodzi coraz wiecej i wiecej. Chyba juz troszke pogodzila sie z ich wypadnieciem, bo mniej juz placze i casami nawet zartuje, ze bedzie wiecej miejsca do calowania na jej glowce.
Ostatnio lezala na sali z dziewczyna rowniez chora na ziarnice. Corinna miala 6 serii chemii i dzis poszla na operacje usuniecia guza w srodpiersiu, bo niestety nie zmalal.
Marta rowniez ma takiego guza, ale ponoc malutkiego, wiec moze chemia go zabije. Modle sie o to kazdego dnia.
Teraz mamy 2 tygodnie ez chemii, co wcale nie oznacza calkowitego odpoczynku od szpitala, gdyz musimy tam sie zjawic juz we wtorek na badaniach. Caly czas bowiem trzeba kontrolowac stan krwi, a szczegolnie bialych krwinek, gdyz ich zbyt mala ilosc to zupelny brak odpornosci na wszelkie infekcje. A ten stan krwinek ostatnio niepokojaco spadl i az boje sie bac co bedzie jak zlapie zwykly katarek.
Teraz zasnela w pokoju po dzisiejszej eskapadzie ze szpitala do domu. Jest slaba i czesto zmeczona, ale z kazdym dniem bedzie regenerowala swoje sily i odbudowywala tkanki, zeby za 2 tygodnie znow zaatakowac chemia paskude.
czwartek, 15 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz