poniedziałek, 11 lipca 2011

Niech zyje bal....

Pamietam moj pierwszy bal. Byl to oczywiscie bal maturalny. Pamietny czas stanu wojennego. Moj chlopak studiowal w Warszawie i prawie do konca nie bylo wiadomo, czy dostanie pozwolenie na przyjazd. Ale przyjechal, choc perypetii bylo z tym mnostwo. Bawilismy sie od 13 00 do 22 00, a potem u mnie w domu. Coz... godzina policyjna. Teraz wspominam to z rozzewnieniem. To byl moj najwazniejszy bal.
Teraz jest najwazniejszy bal dla mojej corci.
Juz od wczoraj do zamienil sie w male SPA. Pillingi, maseczki, odzywki krolowaly. Dzis ostatnie przygotowania i w koncu sliczna i gotowa wsiadla z nami do karocy ( czyt. taxi ) i pojechalismy do szkoly.
Najpierw bylo rozdanie swiadectw i czesc artystyczna, potem lekki poczestunek dla rodzicow i gosci, a po jakims czasie mial zaczac sie bal. Ale my juz wrocilismy do domu.
W dodatku szlismy na piechote i noga mi sie na jakims dolku wykrecila i chyba naciagnelam sciegno.
Ale co tam ja.... mam nadzieje, ze Marta bedzie bawila sie dobrze i wroci cala i zdrowa. :)))
A swiadectwo.. jak na dziewczyne, ktora przez pol roku chorowala na raka - swietne. Piatki i czworki i niestety jedna trojka.... z matmy oczywiscie ( po mamusi ma zamilowanie do matematyki.... hihihihi )

Marta i Marcus


Marta i Chantalle


Marta i kolezanki z klasy


Marta i swiadectwo

2 komentarze:

  1. serdeczne gratulacje dla Marty za swiadectwo :) :) a na balu pieknie wygladala i na pewno byl super udany :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń